Od jakiegoś czasu prawie wszystkie działania marketingowe opierają swoje strategie o Facebooka. Facebook stał się niemal jedynym celem ludzi od marketingu i internetu do tego stopnia, że chwilami mam wrażenie że „klasyczny” internet przestaje istnieć, a co najmniej przestaje się liczyć.
Interaktywnie.com podaje, że mamy w Polsce ponad 18 mln internautów. Socialbakers.com twierdzi że na Facebooku jest 6,628 mln Polaków. Zatem, nawet gdyby przyjąć, że każde konto na Facebooku odpowiada jednej osobie (a z całą pewnością znacząca liczba osób ma po kilka kont), to nadal jest to tylko 1/3 polskich internautów. Gdzie jest reszta?
Pozostali używają internetu w „klasyczny” sposób, świadomie lub nieświadomie unikając Facebooka. Czy należy w tej sytuacji pominąć 12 mln internautów w działaniach marketingowych? Rynek ostatnio wydaje się ich nie zauważać. Na dzień dzisiejszy social-media w marketingu internetowym stanowi temat nr 1. Mało który klient zwraca uwagę na pozycjonowanie stron, mało który chce klasycznej kampanii. Teraz trzeba „być na fejsie”. Co ciekawe, niewielu klientów jest w stanie określić dokładnie, po co chce na tym „fejsie” być. W większości wypadków – „trzeba być, bo wszyscy są”. Inni sądzą, że fanpage pozwoli zwiększyć sprzedaż. Wyścig o ilość fanów trwa w najlepsze, choć gdyby zapytać „czy coś konkretnego wynika ze zdobycia dużej ilości fanów”, to odpowiedź może być mocno zawiła, lub możemy się jej nie doczekać wcale. Wciąż zapominamy, że nie liczy się ilość, tylko jakość.
Do niedawna sama na szkoleniach pokazywałam liczby i wykresy świadczące o tym, że na Facebooku jest „nasz klient”. Wykształcony, z dużego miasta, zarabiający powyżej średniej krajowej, słowem – ulubiony klient każdego marketingowca. Tym czasem Facebook stał się miejscem do polowania na konkursy i gadżety, niemal na każdym fanpage’u nie dalej niż po kilku tygodniach można się doczekać pytania „kiedy jakiś konkurs” albo „jestem 1000, może jakaś nagroda?”.
Przyzwyczailiśmy ludzi, że Facebook stał się miejscem powszechnego rozdawnictwa, często nic poza tym z tego nie wynika. Oczywiście, dzięki konkursom i nagrodom pojawia się wzrost liczby fanów. Ale mam poważną wątpliwość, czy rośnie jednocześnie skuteczność działań, a więc jakość fanów i główny cel tego typu marketingu – rozpoznawalność marki, czy przywiązanie klienta.
Przeprowadziłam więc eksperyment, żeby zbadać skuteczność sprzedażową działań marketingowych na Facebooku,. Uruchomiłam kampanię reklamową dla sklepu internetowego z biżuterią. Po miesiącu uruchomiłam kampanię z analogicznym budżetem na Google AdWords.
Wynik
Okazuje się, że towarów szukamy nadal w Google, kupujemy nadal w klasycznych sklepach lub sklepach internetowych, a skuteczność i opłacalność kampanii reklamowych poza Facebookiem jest dużo wyższa. Za te same pieniądze w Google osiągnęłam trzykrotnie wyższą oglądalność strony niż na Facebooku, a dodatkowo zwiększyłam sprzedaż. Kampania na Facebooku na sprzedaż nie wpłynęła wcale.
Mało tego – fanpage tego sklepu zaczął rosnąć dopiero po dodaniu wtyczek społecznościowych na stronie sklepu, zaś ruch w kierunku odwrotnym (przejścia do sklepu z Facebooka) nie był wcale znaczącą pozycją na liście wejść na stronę. Dowodzi to faktu, że marketing to nadal coś więcej niż Facebook, który jest tylko jego częścią. Jest oczywiście ważnym elementem, na którego bazie dobrze rozegrana kampania może pomóc wizerunkowo. Nie można jednak tylko w nim upatrywać źródła sukcesu. Wciąż jednak klasycznej strony internetowej i kampanii reklamowej nie jest w stanie zastąpić nawet największy budżet na Facebooku.