Rewolucja w komunikacji: „Kto ma internet ten ma władzę?”

W tym tygodniu miałam przyjemność uczestniczyć w debacie „Kto ma internet ten ma władzę?” w ramach cyklu spotkań „Rewolucja w komunikacji”. Relację z debaty można przeczytać na stronach Gazety.

Debata była ciekawa o tyle, że można było posłuchać i zobaczyć w akcji samych zainteresowanych – czyli polityków. Wnioski jednak nie są specjalnie optymistyczne.

Politycy w internecie dzielą się na 2 grupy. Jedni prześcigają się na ilość fanów, znajomych lub obserwujących w social mediach upatrując w tym szanse na sukces, drudzy natomiast robią wrażenie jakby ciągle nie przyjmowali do wiadomości faktu, że internet istnieje. Ignorują więc jego potencjał oraz zawartość – mają nieaktualne strony (o ile mają), pozwalają wykupić swoje dawne domeny, zupełnie nie dbają o swój wizerunek w sieci. Dla mnie to zastanawiająca postawa, kiedy co chwila słyszymy z dowolnej strony sceny politycznej o rozwoju infrastruktury informatycznej, powszechnym dostępie do internetu, a z drugiej strony przez polityków ignorowana jest kwestia ich wizerunku w tym medium.

Łukasz Naczas jako wartość wyróżniającą SLD podał fakt, że profile polityków z jego ugrupowania są prowadzone przez nich osobiście, a nie przez asystentów lub agencje. Czy to rzeczywiście jest taka ogromna wartość? Mam wątpliwości. Z jednej strony cieszy mnie fakt, że mogę porozmawiać z prawdziwą osobą, która w jakiś sposób wpływa na otaczający mnie świat. Z drugiej jednak, zdecydowanie bym wolała, żeby zajmowano się pracą nad poprawianiem rzeczywistości – w której sporo jest do zrobienia – niż odpisywaniem na 200-300 maili dziennie, do czego przyznał się Naczas (a na Twitterze otrzymał gratulacje wydajności).

Moją uwagę zwrócił budżet, jaki partie przeznaczają na internet. Łukasz Naczas określił budżet SLD przy ostatnich wyborach na ok. 30 tys zł. Agnieszka Pomaska powiedziała, że PO wydała wielokrotnie więcej, później w wypowiedziach przemknęła kwota 200tys. Mariusz Kamiński z PiS nie potrafił określić budżetu jaki jego partia przeznacza na promocję w internecie. Te 30, czy nawet 200 tysięcy to nieporównywalnie mniej niż dotychczas partie wydawały na telewizyjne spoty wyborcze, czy inne formy reklamowe. W kontekście nowych przepisów, zgodnie z którymi zakazane będzie prowadzenie kampanii w telewizji i na billboardach, niewykluczone jest że stoimy przed ogromną rewolucją świata polityki w internecie. Partie wciąż dysponują niemałymi budżetami, tym razem jednak będą mogły spożytkować je na inny cel. Zastanawia mnie tylko ilu polityków rozumie media społecznościowe, siłę wyszukiwarek, czy konieczność promocji.

Podczas gdy w internecie wiszą stare i nieaktualne strony, partie znajdują czas żeby zajmować się tworzeniem takich stron jak www.obiecales.pl, a na stworzenie własnego wizerunku brakuje już energii. Wszak wiadomo, że znacznie łatwiej obsmarować innych, niż pokazać co się samemu ma do powiedzenia. Czy kiedyś do polityków dotrze, że w internet w odróżnieniu od wszystkich innych mediów, daje ludziom możliwość na dogłębne zapoznanie się z ich osobami i programami? Ciągle mam taką nadzieję, jednak w Polsce, jak na razie chyba tylko Janusz Korwin-Mikke rozumie to narzędzie i potrafi wykorzystać jego potencjał (nie osobiście zresztą). Powoli w sieci zaczynają się pojawiać młodzi politycy, chociaż też bardzo często zupełnie bez pomysłu i planu. Mają jednak tę zaletę, że znają ten świat, nie przeraża ich e-mail i Facebook, co daje im przewagę nad „starą gwardią”.

Debata była naprawdę udana, teraz z niecierpliwością czekam na rozpoczęcie prawdziwej kampanii w sieci. Ciekawe czy już przy tych wyborach takiej doświadczymy.

PS Głównym pytaniem, jakie chodziło mi po głowie przez całą imprezę było „dlaczego Twitter?”*

*osobiście uważam używanie Twittera do promocji za bardzo nieskuteczne narzędzie, m.in. z powodu bardzo niskiej popularności w Polsce.

zielinsko Opublikowane przez:

Bawię się internetem od dziecka, zawodowo od 2002 roku. Projektuję serwisy i nimi zarządzam. Od zawsze zajmuję się społecznościami internetowymi. Od 7 lat prowadzę własną agencję Raz Dwa Projekt.